Długo dojrzewałem do pieszej pielgrzymki – prawie 40 lat. Ale wcześniej miałem w niej swój udział: każdego roku przyjmowaliśmy w naszym domu pielgrzymów[ od 2 do 30 osób] wędrujących z Zamościa do Częstochowy. Kiedy metę pierwszego etapu przeniesiono ze Zwierzyńca do Szczebrzeszyna, przywoziłem stamtąd przynajmniej dwie osoby i potem odwoziłem na start następnego dnia. I zawsze, kiedy grupa odchodziła czułem jakiś zew. Aż w końcu mu uległem. I nie było to takie zwyczajne pielgrzymowanie, tylko rzec można hybrydowe. Nie przeszedłem całej trasy na raz pod skrzydłami kościelnego organizatora, ale w odcinkach, sam, i czasami z odstępstwami od oficjalnej trasy. Niekiedy pomijałem kolejny etap i przechodziłem na późniejszy lecz potem wracałem by przejść ten zaległy. I wciąż uczyłem się, jak uczynić przemarsz najbardziej efektywnym. No i mam na koncie dwa starty i dwa zakończenia.
Każdy z nas trafia od czasu do czasu na takie miejsca, które z różnych przyczyn podobają mu się. I zapadają w pamięć. W Internecie pełno jest różnych rankingów, wykazów atrakcji, słowem różnych tekstów, zaczynających się od “naj”. Postanowiłem i ja zrobić coś takiego. Tyle że nie będzie na nim Wawelu, wiaduktów w Stańczykach i latarni w Świnoujściu. Chcę natomiast zaprezentować inne, czasami zupełnie nieznane obiekty, które niesłusznie są pomijane w planach zwiedzania nawet przez wytrawnych turystów. W tym wykazie nie uwzględniam mojego rodzinnego Roztocza, gdyż ma swój odrębny wpis na tym blogu. Dla orientacji miejsca oznaczone są samochodową literą właściwą dla danego województwa.