Kuba – państwo o dwóch[ przynajmniej] rzeczywistościach [ 2024]
Na Kubie łatwo dostrzec, że kraj ten funkcjonuje w podwójnej rzeczywistości, i to w wielu wymiarach. Z jednej strony jest świat bogatych turystów, których stać na zakupienie drogich[ bardzo!] towarów i usług, mieszkających w wygodnych hotelach i poruszających się luksusowymi autokarami. Na drugim biegunie są zwykli mieszkańcy zarabiający nędzne kilkadziesiąt dolarów miesięcznie i zmagający się ze wszystkimi plagami socjalizmu. A pośrodku lokują się jeszcze Kubańczycy z grubszym portfelem. Ktoś powie, że taki podział jest w zasadzie wszędzie. Zgoda, ale tutaj ma wyjątkowo brzydkie oblicze.
Na koniec podam trochę danych statystycznych sprzed rewolucji. Dają do myślenia…
Przez lata odkładałem ten wyjazd, aż w końcu przyszedł czas i na Kubę. Dojazd jest w miarę dobry: A 330 czarterowych linii hiszpańskich w niecałe 11 godzin przenosi ponad 300 polskich turystów wprost do innego wymiaru klimatycznego, politycznego i gospodarczego. Dla starych turystów, jak ja, którzy wiele lat przeżyli w PRL, to nic nowego, że są tam dwa światy – ten oficjalny – pozytywny zgodnie z rządową propagandą, i ten drugi, który oznacza codzienną udrękę obywateli. Młodzi mogą być w szoku. Na początek trafiamy do słynnego Varadero , gdzie błyszczy ta Kuba luksusowa, co oznacza przyzwoite ośrodki wypoczynkowe[ fotografia], dobre drogi i usługi na wysokim poziomie. Tutaj nikt nie wyłączy prądu, dla turystycznych przewoźników nie zabraknie paliwa, a stoły nie będą pustawe. A właśnie taka jest rzeczywistość tej drugiej Kuby.
Dobrym obrazem dwoistości tej karaibskiej wyspy jest jej stolica. W Hawanie odrestaurowano niektóre kwartały zabytkowej starówki i wyglądają one jak w każdym innym nieźle prosperującym mieście[ fotografia]. To tu najchętniej przebywają turyści, krzepiąc się po spacerze rumem lub kawą w licznych stylowych knajpkach. Im nie przeszkadza, że byle rachunek w nich opiewa na 20 dolarów, czyli przeciętną pensję miesięczną tubylca. Bo mają znacznie więcej w portfelu.
Jednak tuż obok enklaw dobrego wyglądu i dobrobytu mieszkają zwykli Hawańczycy. Ich dzielnice[ fotografia] sąsiadują np. z świetnie utrzymanym Kapitolem pyszniącym się tym, że jest ciut większy od amerykańskiego pierwowzoru. Tutaj nikt nie zabiera śmieci[ bo brak paliwa], więc leżą na ulicy. Na głowy przechodniów w każdej chwili mogą polecieć balkony lub tynk, bo nikt nie remontuje ich od dziesięcioleci. Wszędzie widać stojących, siedzących lub wałęsających się ospale ludzi bez perspektyw. Tylko niektórzy próbują bardziej lub mniej legalnych interesów. Muszą się przy tym zmierzyć z podwójną walutą. Dla Kubańczyków tą podstawową jest niewiele warte peso, dla reszty euro, dolar, frank i wszystko, co da się wymienić bez problemu. To i tak postęp, bo niedawno były dwa rodzaje peso: dla turystów to lepsze i gorsze dla tubylców. Jak przystało na kraj demokracji ludowej jest też podwójny rynek walutowy. W kantorach państwowych za 1 euro płacą 123 peso, u cinkciarzy zaś – 300. A średnia pensja wynosi 4400 peso.
Postacią chyba najbardziej kojarzącą się z Kubą i Hawaną jest Ernest Hemingway. Noblista spędził tu aż 23 lata, bardzo płodne literacko. I towarzysko. Uwielbiał tamtejsze kobiety i trunki. Nic więc dziwnego, że w pubie “Floridita” znajduje się postać pisarza przy barze[ fotografia], przy której taktownie nie ustawiono pełnej szklaneczki… Zresztą wiele innych stołecznych lokali chętnie przyznaje się do tego, że Ernest wypijał u nich hektolitry rumu. Zaś stałą jego bazą była podstołeczna rezydencja “Finca Bigia”.
W końcu przychodzi czas na wypad na prowincję. Głównym celem są dwa miasta: Cienfuegos i Trinidad, oba wpisane na listę UNESCO. Ale po drodze[ z Varadero to 250 km] można napatrzeć się na codzienne życie z dala od stolicy i turystycznych rajów dla bogaczy. Jest biednie, choć baza materialna jest znacznie wyższa niż na sąsiedniej Dominikanie. Tam dominują drewniane, wprawdzie bardzo kolorowe domki, ale biedne – tu są solidne, murowane budynki. Tyle że zaniedbane i otoczone przez wszechobecną bylejakość. Prowincjonale drogi przypominają te, które zapamiętałem z PRL. Daleko im do tych z III RP, ale w sumie nie jest źle. Suną po nich te słynne zabytkowe auta[ o tym poniżej], a także zaprzęgi konne, które u nas już definitywnie zniknęły jakieś dwadzieścia lat temu. Oraz wiele innych dziwacznych pojazdów, np. w typie riksz, towarowych i osobowych[ fotografia]. A także wiele innych trudnych do jednoznacznego zakwalifikowania. Rzeczą charakterystyczną jest brak reklam przydrożnych i na budynkach w miastach w typie neonów, billboardów, itp. No bo co niby mają reklamować?
Pierwsze na trasie jest Cienfuegos , określane jako jedyne “francuskie miasto na Kubie”. Bo założyli je na początku XIX wieku osadnicy z Francji. Tyle że trudno tu wypatrzyć jakieś typowe elementy charakterystyczne dla budownictwa znad Loary, w tym Paryża, bo i do stolicy nad Sekwaną przyrównywane jest miasto na południu Kuby. Nie widać tu chociażby dachów mansardowych czy markiz. Dla mnie w Cienfuegos dominuje hiszpańska architektura kolonialna, jakiej pełno w całej Ameryce Łacińskiej. Może z drobnym deseniem francuskim. Choć mieszka tu 170 tysięcy mieszkańców tłoku tu nie ma. No, chyba że przed sklepami czy bankami[ fotografia], gdzie ludzie starają się wypłacić swoje oszczędności. Bankomaty to pieśń przyszłości.
Cienfuegos może się podobać, choć ja najwięcej obiecuję sobie po Trinidadzie. Niesłusznie, choć miasto jest potencjalnie piękne. Potencjalnie, bo póki co odstrasza koślawymi ulicami, w większości zaniedbanymi budynkami i jakąś taką wszechobecną beznadzieją i smutkiem. Reklamowane jest jako najpiękniejsze miasto na Kubie, na Kubie raczej tak, choć mnie chyba bardziej w oko wpadło opisywane wyżej Cienfuegos. Jest jakieś po mieszczańsku solidne. Natomiast w świecie Ameryki Łacińskiej przegrywa z innymi miastami, np. z Granadą w Nikaragui lub kolonialnymi cackami w Meksyku. Jeżeli ktoś z tutejszych władz poważnie myśli o rozwoju turystki powinien naprawić pewien błąd. Otóż nie tak dawno – sądząc po nieco starszych zdjęciach obecnych w sieci- ktoś zamienił na kościele Trójcy Świętej[ fotografia] krzyż na czerwoną gwiazdę! Pewnie nikt z decydentów nie wiedział, że niegdyś w radzieckim Lwowie ochotnik podczas podobnej brudnej roboty spadł z wysokości i zabił się. I więcej chętnych nie było…Ten pewnie przeżył, ale po co to zrobiono? Trzeba było pokazać, że Trinidad to miasto o bogatej historii, także religijnej.
Z czego znana jest Kuba? Głównie z trzech rzeczy: starych aut, rumu i salsy. Stare, przedrewolucyjne amerykańskie samochody lokują się bez wątpliwości na pierwszym miejscu. Chociaż jest ich tylko 50 tysięcy na milion wszystkich pojazdów krążących po wyspie od razu rzucają się w oczy. Są w różnym stanie. Te, które służą turystom wcale nie wyglądają na swój wiek[ fotografia]. Innym powodzi się gorzej, ale i tak są na chodzie. To zasługa tutejszych mechaników, bezapelacyjnie najlepszych w świecie. Muszą też zadbać o Łady i Moskwicze, pozostałość po współpracy z ZSRR do 1990 roku. One też są stare, bo liczą sobie więcej niż 35 lat. W Europie dawno byłyby zezłomowane. Trafiają się też nasze “Maluchy”. Czasami tak je przerobiono[ głównie powiększono], że trudno je poznać.
Rum jest na Kubie towarem, którego nigdy nie brakuje, co jest wyjątkiem w handlowej ofercie kraju wiecznych deficytów. Tu też muszą być dwie ceny, bo inaczej Kubańczycy nie mogliby raczyć się narodowym trunkiem, skoro kosztuje on powiedzmy od 15 dolarów[ i znacznie więcej!] za butelkę w komercyjnych sklepach. Czyli równowartość ich pensji.
Na dobrą sprawę salsa jest tańcem o zasięgu karaibskim, ale właśnie na Kubie jest najbardziej popularna. Ale nie tak bardzo, jak np. tango w Buenos Aires, gdzie są specjalne szkoły tańca i możliwość wybawienia się w jednym z licznych klubów. Tu można ją zobaczyć i posłuchać, [bo również rodzaj muzyki] podczas występów zespołów lokalnych dla turystów. Wprawdzie są na głównych placach takie specjalne podesty dla tańczących i śpiewających[ fotografia], jednak w przeciwieństwie do sąsiedniego Meksyku są na ogół puste.
O tym, jak potraktowano krzyż na kościele w Trinidadze piszę powyżej. Ale nie zawsze komunistyczne władze wykazują taką stanowczość w sprawach religijnych. Przykładem jest ogromna postać Chrystusa w Hawanie[ fotografia], którą wzniesiono tuż przed rewolucją, bo w 1958 roku. Na pewno kłuła w oczy nowych włodarzy wyspy lecz nie zdecydowali się na jej usunięcie i stoi do dzisiaj. Bali się reakcji społeczeństwa. Czynne są niektóre kościoły, poza tym w okresie przedświątecznym, jak teraz, stroi się choinki i urządzane są dekoracje bożonarodzeniowe, choć raczej w stylu Świętego Mikołaja w wydaniu popularnym, czyli wykreowanego przez Coca – Colę.
Jacy są Kubańczycy? Widać od razu, że przytłacza ich proza życia. Starają się być uprzejmi, a często kryje się za tym nadzieja na napiwek lub jakiś prezent, choćby drobny. Mam wrażenie, że czasami wolą upominek rzeczowy np. czekoladę, bo tego nigdzie nie dostaną. Nawet gdy tańczą i śpiewają, przebija się na ich twarzach jakiś smutek i żal . Widzą przecież, jak powodzi się turystom. Są narodem spokojnym i nieagresywnym, co powoduje, że turysta może się tu czuć bezpiecznie. Także spacerując po podejrzanie wyglądających okolicach[ fotografia].
W 2023 roku Kubę odwiedziło 3 mln turystów. W 2024 o 800 tysięcy mniej. Niekorzystna tendencja zaczęła się od pandemii. Zgodnie z danymi statystycznymi najwięcej gości przybywa z Kanady i USA. Kubańczycy mieszkający na stałe poza ojczyzną są w tym zestawieniu trzeci. Rosjanie lokują się dopiero na 6. miejscu, jednak w hotelach w oczy rzucają się przede wszystkim oni. Są rozluźnieni, bo tu nikt ich nie pyta, dlaczego rozpętali wojnę w Ukrainie, tylko odpowiednio przygotowuje się na ich pobyt. Jak? Obsługa często biegle włada językiem Puszkina, zresztą prawie wszystkie napisy informacyjne w kraju zawierają teksty po hiszpańsku, angielsku i właśnie rosyjsku. Władze starają się pomóc turystom w wydaniu pieniędzy, które zabrali ze sobą, organizując różne atrakcje[ fotografia]. Ale często posuwają się za daleko windując ceny znacznie ponad poziom w Europie czy USA. Za zestaw mała woda mineralna plus soczek w kartoniku zapłaciłem 5 Euro, czyli ponad 20 złotych. U nas kosztowałoby to najwyżej 5 PLN!
To, że Kuba jest w złej sytuacji gospodarczej stwierdzi każdy, kto przybywa z kraju gospodarki rynkowej. Co tam można zrobić nie dotykając strefy politycznej? Po prostu pójść drogą chińską i wietnamską, czyli dać ludziom możliwość prowadzenia własnych interesów na każdą skalę. Wprawdzie na wyspie wolno już co nieco w tym zakresie, ale to wciąż za mało. Potrzebna jest śmiała reforma na miarę tej, którą w Polsce przeprowadził Leszek Balcerowicz. Dzięki niej jesteśmy dziś społeczeństwem bogatym. Kuba ma ciekawe zabytki, cenną przyrodę i efektowne plaże[ fotografia], czym ściąga turystów. To jednak nie wystarcza na uzdrowienie gospodarki. Potrzebne jest pełne uwolnienie energii i przedsiębiorczości obywateli.
Marek Marcola
P.S Trochę danych o Kubie sprzed rewolucji:
&. W 1837 roku na Kubie powstała pierwsza w Ameryce Łacińskiej linia kolejowa. Pierwszy pociąg elektryczny zaczął kursować w regionie Hawany w 1900 roku.
&. W 1900 roku na ulice w Hawanie wyruszył pierwszy tramwaj [ dzisiaj ich brak, kursują nieliczne autobusy miejskie].
&. Hawana była pierwszym miastem na świecie z centralą telefoniczną automatyczną[ 1906].
&. W 1937 roku Kuba wprowadziła jako pierwsza w Ameryce Łacińskiej 8 – godzinny dzień pracy
&. W 1958 roku Kuba była 29. gospodarką świata przy 6,5 mln mieszkańców
&.Większy dochód na głowę miała w tym regionie tylko Wenezuela i Argentyna
&. PKB per capita Kuby tuz przed rewolucją był większy niż w Irlandii i Austrii, a także przekraczał dochód w 10 stanach USA
&. W 1958 roku kraju było 174 tysiące aut, czyli 4 razy więcej niż w Hiszpanii
&.Po ulicach Hawany jeździło więcej samochodów niż w całej Brazylii
&. Kuba była drugim krajem na świecie, gdzie powstała rozgłośnia radiowa[ 1922] i również drugim, który rozpoczął nadawanie programów telewizyjnych oraz pierwszym krajem po USA, który nadawał programy w kolorze[ 1958].
&. W 1958 roku na Kubie przypadało więcej lekarzy na mieszkańca niż w Wielkiej Brytanii, a śmiertelność niemowląt była niższa niż we Francji i Niemczech
&. W 1958 roku Kuba była największym producentem i eksporterem cukru na świecie. Uprawy zajmowały 78 procent ziemi uprawnej i dawały 85 procent dochodu narodowego kraju. Dzisiaj Kuba jest 26. producentem cukru, którego nie wystarcza nawet dla mieszkańców wyspy. Dlatego cukier jest… importowany!
&. Przed rewolucją lasy zajmowały 10 % powierzchni kraju, dziś – 1/4. Co to oznacza? Zmniejszyła się areał ziemi uprawnej i las powrócił częściowo tam, gdzie niegdyś rósł. Ekolodzy powiedzą, że to dobrze. Może mają rację.