Na herbacianej wyspie[ Sri lanka, 2007]
Jeżeli ktoś nie lubi hałasu, tłoku i brudu, a chciałby poczuć hinduskie klimaty, powinien wybrać się na Sri Lankę. Nie zobaczy wprawdzie Tadż Mahal czy Gangesu, ale uniknie wspomnianych mankamentów. Po wylądowaniu w połowie grudnia przekonujemy się, że z pogodą coś nie gra: pada deszcz i jest po prostu zimno, choć jesteśmy tak blisko równika. Szybko okazuje się, że sprawcą jest opóźniony monsun. Naszą baza jest miejscowość Beruwala na zachodnim wybrzeżu, obmywanym przez wody Oceanu Indyjskiego.
Wielkim atutem wyspy jest świat zwierząt. Wszędzie aż roi się od nich i trzeba zawsze uważać, czy w krzakach nie czai się np. jakiś waran – tutejsza osobliwość faunistyczna. Najbardziej widowiskowe są jednak słonie. Pewnego poranka udajemy się do Pinnaweli, aby zobaczyć codzienny rytuał ich karmienia. Po zakończeniu wojny domowej, zebrano tu ranne zwierzęta i zaopiekowano się nimi. Dzisiaj są wielką atrakcją turystyczną[ zdjęcie].
Kolejnym przystankiem naszej podróży po wyspie jest miasto Kandy – dawna stolica kraju. Zwiedzanie zaczynamy od parku, gdzie kręcono film” Most na rzece Kwai”, którego akcja dzieje się w…Tajlandii. Kilka lat wcześniej byłem przy tym oryginalnym moście i muszę przyznać, że topografia jest zupełnie inna. Nie przeszkodziło to jednak w zrealizowaniu znakomitego fresku wojennego wycenionego na 7 Oskarów. We wspomnianym parku jest pewien polski akcent: tabliczka upamiętniająca wizytę premiera Cyrankiewicza w 1960 roku[ zdjęcie].
Kandy jest znane wśród wyznawców buddyzmu z całego świata, gdyż w tutejszej świątyni przechowywany jest ząb Buddy. Pagodę zwiedzamy pod wieczór i jest już zimno, a trzeba zwyczajowo zdjąć buty. Na szczęście można pozostawić na nogach skarpetki, bez których spacer po kamiennej posadzce byłby prawdziwą katuszą. Nocleg wypada w hotelu obleganym przez małpy, więc należy pamiętać o dokładnym zaryglowaniu drzwi tarasowych, gdyż nasi kuzyni lubią wdzierać się do środka w poszukiwaniu rzeczy na pamiątkę.
Rano wyruszamy na tereny, gdzie dominuje uprawa herbaty. Są położone w górach, więc nasz mikrobus mozolnie wspina się coraz wyżej po naprawdę dobrych drogach. Wkrótce widać uczestniczące w zbiorach kobiety, ubrane w tradycyjne stroje[ zdjęcie]. Oryginalna cejlońska herbata jest wyborna. Kiedy kierowca zaprasza nas do swojego domu na filiżankę brązowego napoju, mam wrażenie, że pierwszy raz piję prawdziwą herbatę.
Cejlon zawdzięcza te wielkie plantacje rządom Brytyjczyków, którzy ostatecznie opuścili wyspę w 1948 roku. Ich zasługą jest też nieźle rozwinięta sieć kolejowa o długości prawie 1500 kilometrów. Pociągi poruszają się po torach o największym na świecie rozstawie szyn – 1676 mm. Ciekawostką jest, że torowiska służą miejscowym również do pieszego przemieszczania się, gdyż zapewniają większe bezpieczeństwo, niż zadrzewione i zakrzaczone ścieżki, gdzie w każdym momencie może pojawić się dzikie zwierzę.[ zdjęcie].
Sri Lankę nazywa się niekiedy “Łzą z policzka Indii”, jako że kraje są bliskimi sąsiadami ze wspólnymi korzeniami. Przede wszystkim tak samo wyglądają ich mieszkańcy[ zdjęcie]. Są jednak różnice na korzyść Sri Lanki: tu jest czyściej i bogaciej, z więc bez żebraków i osób żyjących na ulicy, co na Półwyspie Indyjskim jest niemal normą. Największym problemem jest konflikt Syngalezów z Tamilami, który przeradza się czasami w otwartą wojnę domową. Na szczęście panuje tolerancja religijna, zatem buddyści, hinduiści, chrześcijanie i muzułmanie mogą żyć zgodnie obok siebie.
Wracamy do Beruwali i czas spędzamy na plaży albo zwiedzaniu najbliższej okolicy. Gdzieniegdzie widać już przygotowania do zbliżającego się Bożego Narodzenia. Trochę to dziwne, gdy zamiast świerka, stoi choinka z egzotycznego drzewa, a Mikołaja ustawia się w otoczeniu improwizowanego śniegu. [ zdjęcie]
Całe szczęście, że pełne tradycji polskie Święta spędzimy już w domu.
Marek Marcola