Samolotem przez 6 kontynentów

Odbyłem już 184 przeloty, w sumie pokonując ponad pół miliona kilometrów. Dokładnie w linii prostej od jednego lotniska do drugiego nazbierało się tego 583 966 km. Faktycznie więcej, gdyż samolot prawie nigdy nie leci po idealnej prostej. Po zliczeniu czasów wychodzi na to, że w powietrzu spędziłem niecały miesiąc. Prawdziwy maraton odbył się w 2018 roku podczas podróży dookoła świata, kiedy w czasie 10/11 dni[ patrz wpis] przeleciałem 41,5 tys. km, co zajęło łącznie 52 godziny.

Samoloty

Latałem większością czynnych wciąż samolotów, niektórymi wielokrotnie. Oto moje wrażenia:

B 737. Uchodzi za najpopularniejszy samolot świata. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy z niego korzystałem. Idealny na krótkie trasy. Jeżeli jednak przewoźnik wysyła go na długie[ z międzylądowaniem w celu uzupełnienia paliwa] komfort podróży jest minimalny.

B 747. Lotnicza legenda. Najpierw widywałem go na lotniskach, aż w końcu udało się wsiąść do niego. I co? Poezja: stabilny, przestrzenny, w miarę cichy. No, i jest to jeden z nielicznych samolotów, co do których nie ma problemu z identyfikacją typu. Po garbie od razu widać o kogo chodzi.

Na fotografii B 747 na lotnisku JFK w Nowym Jorku

B 757. Już go spisałem na straty, gdyż mało linii go używa. Ale nie Air Astana. Linię ze między stalicami[ obecną i dawną] obsługuje właśnie ten typ. Oczywiście po modernizacji, więc wszystko pachnie nowością, choć produkcję zaprzestano w 2004 roku

B 777. Największy samolot dwusilnikowy[ fotografia]. Leciałem nim kilkakrotnie. Jest duży i pojemny, ale nie tak bardzo jak A 380 czy B 747.

&. B 787.Dreamliner. Dobrze wyciszony i wygodny. Konstruktorom udało się też poprawić warunki dla pasażerów, czyli obniżyć odczuwaną wysokość z 2400 m n.p.m. na 1700[ oczywiście na pułapie 11 tys. m]. Mówiąc prawdę nie bardzo to odczułem.

&. A 320 i pokrewne. Bardzo popularne i miarę wygodne.

&. A 330 i A 340. Dwie wersje tego samego samolotu szerokokadłubowego. Różnice to liczba silników. pierwszy ma dwa drugi cztery. Ten pierwszy wypierany jest przez A 350, drugiego nie chciały kupować linie lotnicze, gdyż był zbyt paliwożerny. Na fotografii A 330 na lotnisku w Montevideo

&. A 380. To jest dopiero samolot! Największy na świecie pasażerski. Wraz z jego produkcją Europa przegoniła USA budując maszynę większą i lepszą od B 747, choć paliwożerną, dlatego zaprzestano produkcji. Jest dwupokładowy i gigantyczny, ale w środku tego nie czuć, bo kabinę podzielono na przedziały. Aby go obsługiwać porty lotnicze musiały wybudować specjalne stanowiska z czterema rękawami. Dzięki temu załadunek trwa szybko i sprawnie. Na fotografii A 380 na lotnisku w Sydney.

&. Bombardier CRJ 400[ fotografia]. O ile pamiętam, to tylko raz miałem okazję z niego skorzystać w Ameryce Południowej. Jest dosyć wąski, i oferuje po dwa siedzenia przy przejściu. Podobne warunki są w samolotach ATR, tyle, że one są turbośmigłowe.

Ale mam też swoje niespełnione marzenia:  B 767  i  A 350. O ile z Airbusem mam jeszcze szanse, to Boeing  jest już wycofywany, więc raczej się nie uda. To samo dotyczy maszyn radzieckich czy rosyjskich, jak TU 134, IŁ – 62 i IŁ – 96. Chociaż raz na trasie Moskwa – Lwów udało mi się przelecieć turbośmigłowym AN 24.

Najdłuższe i najkrótsze trasy.

&. Najdłuższy dystans pokonany bez międzylądowania miał miejsce na trasie Paryż – Santiago de Chile, który wynosi 11 730 km. Czas przelotu 14 godzin i 35 minut. Na fotografii port lotniczy Santiago.

&. Najkrótszy to przelot Larnaka – Bejrut o długości 206 km i odbyty w czasie 45 minut. Dlaczego tak długo? Otóż odrzutowy B 737 nie nabiera typowej wysokości przelotowej 11 tys. m, tylko leci nisko nad morzem. Przewoźnik to libańska linia MEA – fotografia, o której wcześniej nie słyszałem. Ale w porządku.

Porty lotnicze

&. Które porty lotnicze dobrze wspominam? Dla mnie Nr 1 to Szanghaj. Ogromna przestrzeń, mnóstwo stanowisk odpraw, a przy nich sporo osób do obsługi. Wiadomo, co to znaczy dla pasażera: nie trzeba przez godzinę huśtać się na nogach w oczekiwaniu na oddanie bagażu.

&.Na drugim biegunie jest londyński Heathrow. Nie dość, że wiecznie zatłoczony, to jeszcze niemal w ostatniej chwili ogłaszają z której bramki samolot odleci. Kiedyś, przy wylocie do WAW, zostało 25 minut, z czego połowę zabrała droga dotarcia. Horror!. Całkiem przyjazne są lotniska w Singapurze, Seulu, Toronto czy Dosze – fotografia.

&. W zasadzie wszystkie porty lotnicze są do siebie wizualnie podobne pod względem  funkcjonalności stanowisk odprawy, bramek, oznakowania, rękawów, itp. O jakości obsługi decydują kadry. Gdzie są one najgorsze? A chociażby w Mińsku Białoruskim. Najpierw – podczas tranzytu do Taszkentu – do rezygnacji z zakupów przekonała mnie opryskliwa sprzedawczyni. Wcale nie jakaś postradziecka baba, tylko młoda, dobrze ubrana dziewczyna. Z powrotem było jeszcze gorzej. W kolejce czekałem z Australijczykami, którzy czekali na przesiadkę do Warszawy. Byli kompletnie zagubieni i nie mogli się po angielsku porozumieć. Po rosyjsku poprosiłem jakiegoś mundurowego, aby im pomógł dotrzeć we właściwe miejsce. Popatrzył na zegarek i odparł: E tam , mają pół godziny, poradzą sobie”. A tak w ogóle stolica Białorusi to całkiem urocze miasto, czyste i pełne architektury socrealistycznej. I mieszkańcy są bardzo sympatyczni. [ fotografia].

&. Ale najbardziej lubię te małe, regionalne. Takie, gdzie jest niewiele ludzi, i panuje familiarna atmosfera. Zdarza się też czasami, że nie ma tam tzw. rękawów, a do samolotu dochodzi się pieszo. Takim jest np. port w Salar de Uyuni w Boliwii – fotografia.

&. Jednym z najwyżej położonych dużych portów lotniczych na świecie jest El Alto [ fotografia] w La Paz. Leży na poziomie 4100 m n. p. m.! Jak ktoś przylatuje z nizin od razu dostaje choroby wysokościowej. Trudno się też na nim ląduje i startuje, bo rozrzedzone powietrze wymaga dłuższych rozbiegów, aby nabrać większej prędkości. Mimo tak wymagającej warunków kondycyjnych, Jan Paweł II odprawił tu kiedyś Mszę Świętą.

&. A jak w tym wszystkim odnajduje się nasze Okęcie? Całkiem nieźle pod względem architektury,  organizacji, wystroju wnętrz, itd. Gorzej z przepustowością, gdyż WAW powoli się zatyka. Ale zapowiadana jest rozbudowa.

 

Linie lotnicze

&.Korzystałem z usług 40 firm lotniczych. Czy te duże i popularne są najlepsze?  Niekoniecznie. Często te mniej znane lepiej dbają o pasażera – dobrze go karmią i jeszcze dają upominki. Są na dorobku i bardziej się starają. Największym moim rozczarowaniem była firma Air New Zealand. Leciałem z nimi najpierw z Perth w Australii do Auckland. Lot trwał ok. 7 godzin, a oni poczęstowali pasażerów szklanką… wody mineralnej. Kilka dni później podróżowałem z z nimi na trasie Auckland do Buenos Aires przez Pacyfik. Lot trwał ponad 10 godzin , więc musieli coś zrobić z głodnymi pasażerami i coś tam zaserwowali, ale żadnych rewelacji nie było. Na fotografii samolot tej firmy na lotnisku w Perth.

&. Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie linie lotnicze Kazachstanu zwane Air Astana. Leciałem nimi dwukrotnie, i to wcale nie na długie dystanse, maksymalnie 4 godziny. Mimo to karmili porządnie, dali jakieś prezenty, a stewardessy były nad wyraz uprzejme. Na fotografii samolot Air Astana na macierzystym lotnisku w stolicy. Wylot był o wschodzie słońca.

&. Mile wspominam też Finnair. Kiedy spóźnił się [ niewiele, poniżej godziny] samolot z Helsinek do Pekinu, wypłacono pasażerom po 15 Euro w bonach do realizacji w placówkach handlowych i gastronomicznych w stołecznym porcie lotniczym[fotografia] . Inni przewoźnicy w takiej sytuacji nawet nie wzruszyliby ramionami.

Ciekawe sytuacje

&.Ciężko wylądować. Podczas lotu z Katmandu[ fotografia] do Waranasi w Indiach samolot miał jakiś problem z lądowaniem. Jaki? Nie wiem do dzisiaj. Pogoda była dobra, widoczność też, w maszynie nie dało się odczuć jakichś usterek. A jednak na docelowym lotnisku maszyna podchodziła trzy razy do przyziemienia. Raz nawet zrobiła “kangura”, czyli dotknęła kołami płyty i poderwała się w górę. Udało się dopiero za trzecim razem. Pasażerowie nie usłyszeli żadnego komunikatu wyjaśniającego.

&. “Pasażer MM zgłosi się...”Latałem już wiele lat, ale nigdy nie usłyszałem swojego nazwiska przez lotniskowy megafon.  Do czasu. Nastąpiło to w porcie lotniczym w Cuzco w Peru[ fotografia]. Spikerka wezwała mnie do stawienia się do odprawy, choć było jeszcze sporo czasu, a po mnie przybyła jeszcze pokaźna grupa pasażerów. Przypuszczam, że chcieli się wykazać troską o pasażera z dalekiej Europy. Rodakami pewnie by się tak nie przejmowali…

&. Ach, te stewardessy! W czasach PRL to był zawód marzeń dla urodziwych dziewczyn, bo dawał kontakt z wielkim światem. Dziś spowszedniał. Oto trzy zapamiętane obrazki:

1. Lot Sheffield – Dublin w sobotnie popołudnie. W samolocie Rynair pełno brytyjskiej młodzieży lecącej porównać angielskie i irlandzkie puby. To krótka trasa, ale stewardesy prawie do końca roznoszą rozbawionym pasażerom piwo. Siadają dosłownie w ostatniej chwili.

2. Lot Erywań – Moskwa. Pasażerowie jakby lecieli na pogrzeb, wszyscy ubrani na czarno. Poza mną. Ale taki jest dominujący kolor w Armenii. Rosyjska stewardessa[ lecimy Aeroflotem] najpierw prosi, aby wszyscy wyłączyli telefony komórkowe, ale to nie działa. Potem lekko podnosi głos. Też nic z tego. W końcu jak nie zacznie bluzgać w języku Puszkina, używając wyrażeń typowych dla marginesu społecznego. Pomaga.

3. Lot Cusco – Lima. Przelatujemy A 318[ fotografia] nad Andami. Jest spokojnie, więc stewardesy roznoszą wodę mineralną. Nagle zaczynają się turbulencje. I to takie, jakich nigdy nie spotkałem przedtem i potem. Dziewczyny wiedzą co się święci i wręcz panicznie wieją na swoje miejsca siedzące. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej paniki wśród personelu pokładowym. A ja wody napiłem się dopiero w stolice Peru po wylądowaniu.

&. “Jak się stąd wydostać?” Po wielu latach oczekiwań wreszcie przybyłem do Nowego Jorku. Miasto mnie po prostu oczarowało[ patrz wpis]. Ale wystąpił problem z przejazdem z lotniska na Manhattan, gdzie miałem hotel. Otóż wykupiłem przejazd autobusem za 20 dolarów. Na miejscu okazało się, że przewoźników jest wielu i wszystkie pojazdy są czarne. Tyle że na żadnym nie było napisów identyfikujących konkretną firmę. Pytałem każdego z podjeżdżających kierowców, ale to ciągle nie był ten mój. W końcu pomógł mi jakiś pracownik obsługi, który potrafił je w sobie wiadomy sposób rozpoznawać. Nie spodziewałem się czegoś takiego po kraju z tak dobrze rozwiniętym transportem lotniczym, mało tego – w kraju, który przed lata przodował w różnych udogodnieniach. To w Chicago w 1958 roku po raz pierwszy zastosowano tzw. rękaw, umożliwiający wygodny dostęp z hali odpraw bezpośrednio na pokład samolotu. Na zdjęciu port lotniczy JFK w Nowym Jorku.

&. Dalej się nie da. To znaczy się da, ale magiczną granicę 20 tys. kilometrów przekroczyło niewiele osób, tylko te, które były na księżycu lub na jego orbicie. Ale po kolei. Podczas podróży dookoła świata[ patrz wpis] znalazłem się w odległości 20 ty. km od domu. I tyle można, o ile się nie jest kosmonautą. Dlaczego? Bo lecąc dalej będziemy już zbliżać się do domu, obwód równika to przecież 40 tys. km. Na fotografii wyświetlacz z samolotu Auckland – Buenos Aires.

&. Szpieg, przemytnik? Jest 1997 rok. Wracam liniami TAROM z Bangkoku[ fotografia]. Polaków jest jak na lekarstwo, od razu odnotowuję więc ojczysty język na lotnisku. Notuję wzrokiem mężczyznę w wieku ok. 30 lat. Przypadkowo natykamy się na siebie podczas przerwy na tankowanie w Abu Dhabi. Zagaduję po polsku. On odpowiada po angielsku i wręcz ucieka ode mnie. Ale widzę go potem wysiadającego na Okęciu. Już go nie niepokoję.

&.Lepiej nie pić i nie żartować. W samolocie z Singapuru[ fotografia] do Londynu w sąsiednim rzędzie siada pijany Anglik. Zrazu jest spokojny, ale po starcie zaczyna rozrabiać. Dwukrotnie upomina go steward, ale to nic nie pomaga. Za trzecim razem przeprowadza z nim dłuższą rozmowę. W jej wyniku pijak przykrywa się kocem i nie pokazuje się aż do końca długiej podróży. Łatwo zgadnąć, co poskutkowało . Na pewno steward powiedział mu, że kapitan ma zamiar awaryjnie wylądować, a kosztami zostanie obciążony agresywny pasażer. Lecieliśmy samolotem A 380, największym na świecie. Było to krótko po starcie, a przed lądowaniem zbiorniki paliwa musza być opróżnione. Koszty takiego lądowania musiałyby być gigantyczne. I to przekonało tego dżentelmena. Nie tak dawno pewien Polak, wcale nie młody, bo 60 letni, zażartował sobie podczas rejsu do Hurghady, że ma bombę. Samolot wylądował w Bułgarii, mimo, że on zapewniał, iż to tylko kawał. Musiał za to zapłacić bodajże 130 tys. złotych, choć trasa była krótka. W przypadku tego Anglika kara byłaby wielokrotnie wyższa.

&. Australijskie odprawy. Byłem w Australii dwa razy i za każdym razem nie miałem szczęścia do służb. Za pierwszym razem, przy wylocie z Melbourne do Singapuru, pani z odprawy granicznej najpierw wzięła mnie za Rosjanina[ ciągle padało z jej ust słowo Russia]  i zażądała wizy angielskiej, gdyż miałem przesiadkę w Londynie. Tłumaczyłem jej, że jestem Polakiem, a UK i RP są razem w UE i mamy ruch bezwizowy. Nie uwierzyła. W końcu poszła gdzieś z moim paszportem, żeby sprawdzić. Kiedy wróciła nic już nie mówiła tylko unikała mego wzroku. No, cóż nikt nie chce być skompromitowany przez swoją niewiedzę. Za drugim razem było jeszcze śmieszniej. Podczas podróży dookoła świata miałem 3 dniową przerwę w Perth. Po odprawie przed wylotem do Auckland z jakiegoś zakamarku wyszedł tajniak i zapytał skąd mam pieniądze na taką podróż. Pewnie zarobiłem w Australii. Odparłem mu, że z Polski, a ponadto to pierwszego dnia byłem na całodziennej wycieczce w parku narodowym Nambung, drugiego w zabytkowym mieście Fremantle, a trzeciego właśnie jadę dalej. Zresztą nawet gdybym pracował prze te 3 dni i tak wy nie wystarczyło. Nie wyglądał na przekonanego.

Na fotografii miłe powitanie  na lotnisku. Gorzej bywa czasami z pożegnaniami.

 

Marek Marcola