Iran wbrew stereotypom[ 2021]

Z Warszawy do Teheranu jest tylko nieco ponad 3 tysiące kilometrów, ale aby tam się znaleźć trzeba nie tylko pokonać ten dystans. Przed chętnymi stają ograniczenia covidowe, wymogi wizowe i uwagi znajomych typu: “nie jedź tam, przecież to gniazdo terrorystów”, pomieszane z podświadomymi obawami własnymi.

W ostatniej dekadzie listopada 2021 roku lecę do Teheranu przez Stambuł w 15 osobowej grupie podobnych zapaleńców podróży, którzy również dali sobie radę z wymienionymi wyżej przeszkodami. Na stołecznym lotnisku międzynarodowym, imienia, a jakże imama Chomeiniego, jest raczej z powodu COVID 19 pustawo lecz procedura zamiany przyznanej przez warszawską ambasadę promesy na wizę wlecze się w nieskończoność. I wreszcie po krótkim odpoczynku w pobliskim hotelu możemy ruszyć na zwiedzanie Teheranu, miasta w sumie nieciekawego, za to sparaliżowanego przez korki[ zdjęcie]. Zaliczamy po kolei kompleks pałacowy Golestan oraz muzea: Narodowe i Dywanów. Przed wieczorem udaje się jeszcze zobaczyć malowniczy Most Natury, zaś na porządne sfotografowanie monumentalnej Wieży Wolności brakuje już czasu, gdyż śpieszymy się na krajowe lotnisko, skąd mamy lot do Ahwazu.

 

Teoretycznie Ahwaz i okolice to najcieplejsze miejsce na całej trasie naszego objazdu. Nie tym razem: nadchodzi fala opadów i jest czasami chłodnawo, co tutaj oznacza około 18 stopni, a nie przynajmniej dziesięć więcej. Na miasto szkoda czasu, ale w jego okolicy znajdują się prawdziwe skarby. Po kilkugodzinnej jeździe wygodną drogą przez pustkowia docieramy do Suzy, gdzie znajdowała się stolica starożytnego Elamu, pierwszego państwa na tym terenie. Osadnictwo tutaj liczy sobie jakieś 6 tysięcy lat. Takie datowanie zupełnie wywraca poczucie minionego czasu w głowach przybyszy z kraju liczącego sobie ledwie dziesięć wieków. Samo miasto współcześnie nie jest zbyt interesujące, w przeciwieństwie do jego  historycznej przeszłości. Podaje się, że tutaj wynaleziono pismo, prawnie  ustalono zasady handlu, poza tym w Suzie ma znajdować się grób biblijnego proroka Daniela[ choć jest jeszcze pięć konkurencyjnych lokalizacji do tego tytułu]. Następny przystanek wypada przy zigguracie Czogha Zanbil[zdjęcie ], najlepiej zachowanym w Iranie. Oglądamy go tylko z oddali, gdyż obsługa zabytku obawia się o jego stan po deszczu. Raczej na wyrost, bo skoro przetrwał ponad 3 tysiące lat, to raczej nasza wizyta też by mu nie zaszkodziła.

Następnie zaglądamy do miasta Szustar, by podziwiać kompleks wodospadów i młynów wodnych, wpisanych na listę UNESCO. Tu po raz pierwszy mamy bliższy kontakt z Irańczykami. Są bardzo bezpośredni i ciekawi świata. Po prawie dwuletniej przerwie covidowej jesteśmy jedną z pierwszych wycieczek z zagranicy. Na nasz widok uśmiechają się,  obowiązkowo mówią “Welcome to Iran”, a ci śmielsi proszą o wspólne zdjęcie. Bez wątpienia ludność, obok zabytków i pysznych krajobrazów jest największym skarbem tego kraju. Przed wyjazdem miałem przekonanie, że kobiety w republice islamskiej są mocno osadzone w tradycyjnych rolach i ograniczeniach. Owszem , chcąc czy nie chcąc muszą się stosować do wymogów formalnych, zwłaszcza obowiązku  zakrywania głowy, ale przeważnie jest to hidżab, czyli chusta[ zdjęcie], a nie burka zakrywająca całe ciało . Bez wątpliwości najważniejsze jest to, iż Iranki są czynne zawodowo, pracując np. w hotelach i restauracjach, gdzie Arabek zwykle nie widać. W okresie pandemii do Iranu należy mieć test PCR przy wjeździe. A na miejscu? Przytłaczająca większość społeczeństwa nosi maseczki na zewnątrz, o pomieszczeniach nie wspominając. Według statystyk 56 % obywateli zostało zaszczepionych dwiema dawkami, co daje wskaźnik zbliżony do Polski.

 

Kolejnego dnia pod wieczór docieramy do miasta Sziraz, by rankiem podziwiać jego zabytki. A jest co! Rozpoczynamy od meczetu Nasir – ol Mulk, zwanego różowym. Jego kolorowe i finezyjne witraże przepuszczając światło słoneczne tworzą we wnętrzu niezwykłą mozaiką barw.[zdjęcie]. Kolejnym obiektem jest piękny orientalny ogród zwany Ghavam, założony w XIII wieku – jeden z tych, z których słynie Iran. To nie tylko efektowna kompozycja florystyczna, ale i osadzone w niej obiekty. Potem odwiedzamy meczet Vakil, do którego przylega bazar. Zakupy tam to czysta przyjemność, gdyż sprzedawcy nie dość, że oferują szeroki wybór towarów, to jeszcze są bardzo taktowni. Na początku pobytu w Iranie może wydawać się, że ich waluta będzie stałym problemem. Dla starszych Polaków, pamietających czasy PRL jest to powrót do milionowych banknotów, gdyż 1 Euro jest warte około 300 tysięcy riali. Człowiek szybko jednak się przyzwyczaja, poza tym Irańczycy są na tyle uczciwi, że można wyjąć banknoty, rozłożyć je jak talię kart, a ekspedient wybierze sobie właściwe i wyda resztę. Robiłem to wielokrotnie i nikt nigdzie mnie nie oszukał.

Nazajutrz czeka nas zwiedzanie Persepolis, które ma być najważniejszym punktem całego irańskiego programu. Przynajmniej tak twierdzi Ali – towarzyszący nam stale przewodnik, absolwent studiów historycznych. Istotnie miasto może się podobać, ale ciągle mam przeświadczenie, że przybyłem tu za późno, i to o jakieś 2500 lat, kiedy było w rozkwicie. Założone w 522 roku p.n.e.  przez Dariusza Wielkiego było jego siedzibą królewską, gdzie odbywały się oficjalne ceremonie, w tym audiencje. Ponoć cały kompleks robił  ogromne wrażenie na przybyszach; niestety dziś trzeba mocno uruchomić wyobraźnię, by tego doświadczyć. A wszystko za sprawą Aleksandra Macedońskiego, który w IV wieku p.n.e. zdobył Persepolis i go zniszczył. Po wiekach niebytu, w latach 30. XX stulecia archeolodzy podjęli trud odkopania i  odtworzenia miasta. Efekt daje pogląd na pierwotne założenie urbanistyczne, aczkolwiek najwięcej przemyśleń na życie w państwie Achemenidów dostarcza studiowanie doskonale zachowanych płaskorzeźb[ zdjęcie].

W drodze do miasta Jazd poruszamy się – podobnie jak i wcześniej – wygodną drogą dwujezdniową[ zdjęcie]. Zgodnie z naszymi standardów trudno ją zakwalifikować do jakiejś kategorii, zresztą według międzynarodowych statystyk w Iranie nie ma autostrad i dróg ekspresowych, czyli tych o kontrolowanym wjeździe ze  skrzyżowaniami bezkolizyjnymi, ogrodzeniami, itp. Ale są wygodne. Każda jezdnia ma po dwa pasy i całkiem przyzwoitą nawierzchnię. W tym ogromnym kraju budowniczowie mogli sobie pozwolić na duże oddalenie tych jezdni, tak aby wyeliminować zderzenie czołowe lub oślepianie światłami. Co pewien czas znajdują się stałe posterunki policji, przy których należy zwolnić. Nas, jako wycieczkę zagraniczną, obowiązuje też w określonych punktach obowiązek rejestracji przejazdu, ponoć dla naszego bezpieczeństwa. O ile poza miastem kierowcy jeżdżą nad wyraz spokojnie , w mieście jest horror. Typowe jest poruszanie się niezgodnie z namalowanymi pasami, wymuszanie pierwszeństwa, parkowanie gdzie popadnie, itp. Najgorsza jest jednak sytuacja pieszych. Kierowcy wtedy ustępują im, gdy nie mają już wyjścia, bo ktoś jest tuż przed maską ich auta. Oznakowane przejścia nie gwarantują żadnego bezpieczeństwa, nawet gdy świeci się zielone światło. Iran produkuje własne samochody w oparciu o licencje i w tej pozycji króluje Peugeot. Mają też zupełnie oryginalne konstrukcje, choć zbliżone w kształtach do znanych marek. Generalnie auta są stare, niekiedy można zobaczyć pojazdy pamietające czasy ostatniego szacha, a więc ponad 40 – letnie.

Półmilionowy Jazd jest jednym z centrów religii zoroastrian, określanych często jako czciciele ognia. W Świątyni Ognia jest on ponoć podtrzymywany od 1500 lat. Jednym z najbardziej wstrząsających obyczajów było wystawianie zwłok zmarłych w tzw. wieżach milczenia aż do czasu oczyszczenia ich przez żarłoczne sępy. W latach 70. XX wieku zakazano takich praktyk. Do dziś pod miastem zachowało się ich kilka[ zdjęcie]. Jazd jest uroczym miastem z  bardzo klimatyczną starówkę, pełną zaułków, wąskich uliczek i zadaszonych przejść.

Kolejny dzień upływa częściowo również pod znakiem religii zoroastryjskiej, gdyż odwiedzamy świętą jaskinię, która przyciąga co roku tysiące wyznawców z całego świata. Przedtem jednak wstępujemy do opuszczonej wsi Charanak, która stanowi prawdziwy labirynt uliczek, przejść i  schodów, wykonanych z suszonej gliny[ zdjęcie]. Dalej trasa wiedzie wśród Pustyni Słonej – niezwykle malowniczej i pełnej majestatu. Przypomina płaskowyż Altiplano w Boliwii, tyle że leży znacznie niżej nad poziomem morza. Wieczorem docieramy do miasta Isfahan, kończąc tym samym objazd kraju na odcinku 2 tysięcy kilometrów. Na pozór ten dystans może robić wrażenie, ale w kraju o powierzchni 1,6 mln km 2 to zaledwie fragment rozległej sieci dróg. Mimo to jestem przekonany, że to wystarczy, aby poznać charakter zróżnicowanego i wielobarwnego Iranu, pełnego skarbów kultury i cywilizacji. A przede wszystkim zamieszkałego przez serdecznych i bezpośrednich ludzi.

Na koniec pozostaje nam do zwiedzania Isfahan, miasto naszpikowane  różnorakimi zabytkami, których większość koncentruje się w pobliżu Placu Imama.[ zdjęcie]. Obiega go zadaszony bazar, w którym można kupić w przystępnych cena wyroby tutejszego przemysłu i rzemiosła. Rzecz jasna, o towary z Chin równie łatwo. Osobiście nie jestem miłośnikiem architektury muzułmańskiej, gdyż uważam ją za zbyt  powtarzalną w oparciu o ustalone dawno wzorce. A to właśnie Wielki Meczet, sięgający do VIII wieku okazał się być tym prapoczątkiem w Iranie. Muszą przyznać, że oryginał wydał mi się nad wyraz interesujący. Isfahan to miasto zabytkowych mostów nad rzeką, której nie ma. Po jej dnie można przejść suchą stopą, ale podczas ulewnych opadów pewnie trochę wody się tam pojawia.

Przed odjazdem odwiedzamy jeszcze katedrę ormiańską, a także wstępujemy na cmentarz ormiański, gdzie pochowani są Polacy, którym wprawdzie udało się uciec z Armią Andersa z ZSRR, ale byli zbyt wyczerpani, by żyć dalej. Według relacji świadków Irańczycy, sami biedni, okazali naszym uchodźcom wszelką możliwą pomoc. To kolejny dowód na wyjątkowość tego narodu.

Na koniec chcę dodać o zmianach w moim prywatnym rankingu 5 najbardziej atrakcyjnych turystycznie krajów świata, oczywiście spośród tych, które odwiedziłem. Dotychczas na I miejscu była bezapelacyjnie Etiopia. Dalej Boliwia, Nepal, Haiti i Kambodża. Co się zmienia? W miejsce Kambodży wpisuję IRAN! Jeżeli kogoś nie przekonał tekst powyżej, niech osobiście  pozna jego walory.

                                                                                                          Marek Marcola

P.S. Życie dopisało nieoczekiwaną puentę do mojej irańskiej podróży. Otóż 27 lutego 2022 bardzo późnym wieczorem zapukali do mnie uchodźcy z Kijowa. Wśród nich było 2 Ukraińców i … 7 Irańczyków. Okazało się, że pochodzą z tych miast, które odwiedziłem: Yazd, Shiraz i Isfahan. Byli bardzo zaskoczeni, że w Zwierzyńcu mogą porozmawiać o swoich rodzinnych stronach. Po 3 dniach wyjechali do Warszawy.